Czasem wśród krytyków Biblii słyszy się zarzuty, że jest ona księgą radykalnie patriarchalną i że pomija lub marginalizuje kobiety. Uważna lektura ujawnia jednak coś innego – okazuje się, że w Biblii występuje bardzo wiele postaci kobiecych, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, i nie są one wymieniane jedynie jako towarzyszki mężczyzn, ale jako indywidualne, złożone osobowości, dokonujące własnych wyborów. W jednym z naszych poprzednich postów omawialiśmy już biblijne matki, których jest wcale niemało. Tym razem podamy kilka jeszcze innych przykładów wyjątkowych kobiet, które na zawsze zapisały się w historii.
MIRIAM (4 Moj. 26:59; 12; 20:1)
Była siostrą Aarona i Mojżesza – wiemy, że pomogła mu przeżyć jako dziecku – i zajmowała ważne stanowisko w Izraelu. Po wyzwoleniu z Egiptu przewodziła wszystkim izraelskim kobietom w śpiewie na chwałę Panu (2 Moj. 15:20, 21), co może sugerować, że była kimś w rodzaju przywódczyni kobiet. Musiała mieć zatem do tego predyspozycje. W pewnym momencie nawet, wraz z Aaronem, posunęła się za daleko i kwestionowała pozycję Mojżesza, za co została ukarana trądem na siedem dni. Powiedziane jest jednak, że następnie została z powrotem przyjęta, co znaczy, że jej serce powróciło do właściwego stanu. Biblia wskazuje nawet moment i miejsce jej śmierci i pochówku.
RACHAB (Joz. 2:1-21; 6:25)
Oblężenie i zburzenie Jerycha jest jedną z najciekawszych historii Starego Testamentu. Spośród mieszkańców nie przeżył go nikt – za wyjątkiem Rachab i jej rodziny. Wyjątkowe było także to, że Rachab była… prostytutką, czyli według żydowskiego prawa poważną grzesznicą. Miała jednak coś, co spodobało się Bogu – wiarę. O tej wierze mówi Apostoł Paweł w Żyd. 11:31: „Przez wiarę nierządnica Rachab nie zginęła razem z niewierzącymi, gdyż w pokoju przyjęła szpiegów”. Sama Rachab powiedziała izraelskim szpiegom, których ukryła w swojej gospodzie: „[…] Pan, wasz Bóg, jest Bogiem wysoko na niebie i nisko na ziemi” i zażądała, aby przysięgli na Boga, że zostanie oszczędzona. Ta odważna kobieta zaufała miłosierdziu Boga, którego znała dopiero z opowieści i zyskała w ten sposób ocalenie dla siebie samej i całej swojej rodziny.
RUTA (Ks. Ruty)
Jej imię oznacza „przyjaźń”, a jej historia jest rzeczywiście historią pięknej przyjaźni, ale także wiary i zaufania. Ruta była Moabitką, nie Żydówką. Została jednak żoną Żyda, który wraz z rodzicami przybył do jej kraju jako imigrant. Niestety po pewnym czasie umarł i on, i jego brat, i ojciec, a jego pozostała przy życiu matka Noemi, teściowa Ruty, postanowiła wrócić do Izraela. Ruta stanęła wtedy przed dylematem, gdzie chce dalej żyć – czy zacząć wszystko od nowa w swojej ojczyźnie, czy pójść w nieznane z teściową? Wybrała to drugie, ponieważ uwierzyła w tego samego Boga – Jehowę, który był Bogiem jej męża i jego rodziców. Oddała Mu swoje przyszłe życie, bo zaufała, że to najlepsze,co może zrobić. Powiedziała Noemi: „Gdziekolwiek […] pójdziesz, i ja pójdę, a gdziekolwiek zamieszkasz, i ja zamieszkam. Twój lud będzie moim ludem, a twój Bóg będzie moim Bogiem”. I Bóg tak pokierował krokami tych dwóch kobiet, że wszystko ułożyło się jak najlepiej dla nich. Noemi pomogła Rucie założyć nową rodzinę – ostatecznie stała się ona prababką króla Dawida.
ESTERA (Ks. Estery)
Jej prawdziwe imię brzmiało Hadassa i była zwyczajną, ale urodziwą dziewczyną. Koleje losu sprawiły, że została asyryjską królową. Ważne jest jednak to, co uczyniła potem. Mogła żyć w dostatku i beztrosce do końca życia, ale potrafiła zaryzykować to wszystko, gdy jej naród znalazł się w niebezpieczeństwie zagłady. W tamtym czasie życie indywidualnych osób – nawet wysoko postawionych – oraz całych grup etnicznych zależało nieraz od humoru czy kaprysu absolutnego władcy. Lecz Estera nie zawahała się mu narazić, przychodząc nieproszona, ponieważ głęboko wierzyła, że jej działanie jest słuszne. Ufała także mocy modlitwy, a poprosiła wcześniej, aby wstawili się za nią wszyscy Żydzi w mieście. Powiedziała „[…] jeśli zginę, to zginę” i odważnie udała się z prośbą do króla. Ostatecznie jej plan powiódł się – ona sama nie poniosła uszczerbku, a jej naród został uratowany.
KOBIETA, która dotknęła płaszcza (Mar. 5:24-34)
Jezus podczas swojej misji na ziemi uzdrawiał wiele osób. Ludzie przychodzili do niego z daleka, słysząc o jego mocy i pragnęli uwolnić się od swoich chorób i kalectwa. Była wśród nich pewna kobieta, która bardzo cierpiała od wielu lat. Jej choroba wykańczała ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, ponieważ cierpiąc na chroniczny krwotok, musiała prawdopodobnie żyć w izolacji od ludzi, może nawet od najbliższych. Nie przyszła jednak wprost do Jezusa, ponieważ tonęła w tłumie, który na Niego napierał. Zamiast tego, gdy znalazła się przez moment blisko Niego, dotknęła jego ubrania. „Mówiła bowiem: Jeśli dotknę choćby jego szaty, będę zdrowa”. W tych właśnie słowach zawiera się cała jej wiara. Tak bardzo zaufała Bogu, tak bardzo uwierzyła, że Jezus może ją uleczyć, że wystarczyło jej muśnięcie materiału. I miała rację, ponieważ to zadziałało, a Jezus poczuł, że ktoś zabrał trochę z Jego sił. Ale zamiast to zganić, wyłowił z tłumu tę kobietę i pochwalił jej silną wiarę: „Córko, twoja wiara cię uzdrowiła, idź w pokoju”.
MARIA z Betanii (Mar. 14:3-9; Jana 12:1-8; Mat. 26:6-13)
Podobne opisy namaszczenia Jezusa występują w Ewangeliach Mateusza, Marka i Jana, ale tylko w tej ostatniej wspomniane jest imię kobiety, która to uczyniła – Marii, siostry Łazarza i Marty. W tym miejscu jednak skupmy się na opisie z Ewangelii Marka. Mowa tam o kobiecie, która w Betanii wylała na głowę Jezusa cały słoik drogiego olejku nardowego (mógł być wart tyle, co roczne wynagrodzenie robotnika). Została za to skrytykowana przez Judasza, a następnie obroniona przez Jezusa, który wyrzekł znamienne słowa: „Ona zrobiła, co mogła. Zawczasu namaściła moje ciało na pogrzeb. […] Gdziekolwiek po całym świecie będzie głoszona ta ewangelia, będzie się również opowiadać na jej pamiątkę to, co zrobiła”. W ten sposób wyraził, jak bardzo docenił jej gest – ona to zrobiła z miłości do Niego i wiary w Niego jako Mesjasza (Mesjasz znaczy „namaszczony, pomazaniec”), który miał odkupić całą ludzkość przez swoją śmierć.
WDOWA, która wrzuciła grosz (Mar. 12:44; Łuk. 21:4)
Jezus lubił pokazywać swoim uczniom wzorce postępowania poprzez przykłady, czasem wymyślone i ujęte w przypowieści, a czasem zupełnie żywe i realne. Tak było pewnego dnia, gdy udali się do Świątyni i obserwowali ludzi składających datki pieniężne do skarbonki. Jezus zwrócił wtedy uwagę na pewną wdowę, która wrzuciła do skrzynki bardzo niewielką kwotę. On jednak wiedział, że to, co dla innych wydawało się „drobniakami” dla niej było wszystkim, co miała: „[…] ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy […], wszyscy bowiem wrzucali z tego,co im zbywało, ale ona ze swego ubóstwa wrzuciła wszystko, co miała, całe swoje utrzymanie”. Dlaczego ta kobieta to zrobiła? Dlaczego naraziła się na głód? Czy te jej drobne monety były tak konieczne w Świątyni?… Ona najwyraźniej uczyniła to, bo jej serce tego pragnęło. Chciała oddać Bogu nie tylko swoją „dziesięcinę”, ale swoje wszystko. Nie dbała o swój niedostatek i ufała, że jeśli Bóg chce, może zapewnić jej dalsze przetrwanie. I Bóg to widział, Jezus to widział, uczniowie to widzieli i my także do dziś możemy uczyć się z jej przykładu.
Wszystkie te kobiety cechowała dobroć, wiara i odwaga i wszystkie te ich dobre cechy zostały przez Boga dostrzeżone i nagrodzone. Ich przykłady lśnią dla nas po dziś dzień i możemy z nich korzystać bez względu na płeć, bowiem Bóg „nie ma względu na osoby”, ale „patrzy na serce”. Pamiętajmy więc o sercach tych dobrych kobiet, które żyły tysiące lat przed nami.