Żyjemy w świecie, w którym śmierć towarzyszy nam przez cały czas. Jest tak wszechobecna, że na co dzień już jej nawet nie zauważamy. Gdzieś w tle słyszymy wiadomości: „Trzęsienie ziemi… Zamach… Klęska głodu… Sto, tysiąc, milion ofiar…” Te słowa nie wywołują w nas prawie emocji. Jesteśmy bardziej skłonni odczuć cokolwiek, gdy usłyszymy o śmierci jednostki, szczególnie znanej. Najmocniej jednak odczuwamy ciężar śmierci, gdy podejdzie najbliżej nas i dotknie naszych bliskich lub zawiśnie nad nami samymi. Wtedy bywa, że zachowujemy się inaczej niż byśmy się po sobie spodziewali. Nic dziwnego – śmierć to jeden z najsilniejszych bodźców, z jakimi się spotykamy, coś co zmienia perspektywę na życie. W jej obliczu wszyscy stają się równi, nieważne ile mieli pieniędzy czy władzy.
Chrześcijanin również bywa głęboko dotknięty przez śmierć, nawet jeśli głęboko wierzy w obiecane przez Biblię zmartwychwstanie. Bez wątpienia jest to dla niego ogromnym pocieszeniem, ponieważ wie, że rozstania, których doświadcza, nie są na zawsze. Ale nawet ta myśl nie usuwa całkowicie bólu. Wiemy, że ponownie zobaczymy naszych bliskich, ale wiemy też, że nie wydarzy się to dziś ani jutro, a póki co, musimy żyć dalej z poczuciem straty. Jak zatem radzić sobie w takiej sytuacji? Jak przeżywać żałobę? Jak pomagać innym, których spotkało nieszczęście? Wreszcie, jak zachować się w obliczu zagrożenia własnego życia?…
GDY ODCHODZI KTOŚ BLISKI
Bez względu na to, czy bliska nam osoba umiera nagle, po długiej chorobie, czy ze starości, sprawia to wielki ból i smutek. Czasem nawet czujemy gniew i bunt. Nie obwiniajmy jednak Boga o taką sytuację. Pamiętajmy, że On nie cieszy się z czyjejkolwiek śmierci (Ezech. 18:23). Zamiast tego, jeśli nie potrafimy się odnaleźć i zrozumieć tego, co się stało, zwróćmy się do Niego w modlitwie. Pytajmy Go: „Dlaczego?”, prośmy o wzmocnienie i dobre myśli. Czytajmy Jego Słowo, aby znaleźć pocieszenie, a z nim i odpowiedzi na nasze pytania. Apostoł Paweł pisze, że „[…] wszystko współdziała dla dobra tych, którzy miłują Boga, to jest tych, którzy są powołani według postanowienia Boga” (Rzym. 8:28 UBG). To „wszystko” czasem oznacza także śmierć bliskiej osoby. Dobrze jest starać się wyszukiwać mniej smutne strony tego, co się stało, na przykład to, że ten ktoś już nie cierpi, że miał dobre życie, że był kochany, że dane nam było go znać… Pozwólmy sobie na smutek i płacz, wykrzyczmy swój ból Bogu, wyżalmy się przyjacielowi albo psychologowi – niedobrze jest tłumić uczucia. Ale też nie popadajmy w beznadziejną rozpacz, nie zniechęcajmy się do życia, nie słabnijmy w wierze i ufajmy Panu. On obiecuje nam w swoim Słowie, że zawsze jest przy nas i podtrzymuje nas:
„[…] wierny jest Bóg, który nie pozwoli, abyście zostali doświadczani ponad to, co jesteście w stanie unieść; ale wraz z doświadczeniem sprawi też wyjście, byście zdołali je wytrzymać” (1 Kor. 10:13 NBG).
Warto także pamiętać, że każdy przeżywa żałobę „po swojemu”, niekoniecznie tak samo jak my. Pocieszajmy się wzajemnie, bądźmy obok, dzielmy się nadzieją, módlmy się za drugimi, ale nie narzucajmy niczego i pozwólmy im odnaleźć własną drogę do ukojenia bólu. Sami zaś trzymajmy się niewzruszenie nadziei zmartwychwstania i pozwólmy, by dobre wspomnienia o zmarłej osobie tymczasowo posłużyły jako namiastka jej obecności.
GDY MY ODCHODZIMY
Jeśli dotknie nas poważna choroba lub jesteśmy już w podeszłym wieku i nasze siły słabną, być może zaczynamy częściej myśleć o śmierci. Nie ma nic złego w pogodzeniu się z tym, że obecnie nasz czas życia jest ograniczony. Nie znaczy to, że mamy przestać żyć aktywnie, zamknąć się w czterech ścianach i czekać na koniec, ale może nas to skłonić do uporządkowania swoich spraw. I nie chodzi tu tylko o sprawy materialne, ale szczególnie o nasze sprawy duchowe. Jeśli czujemy, że z kimś jesteśmy niepogodzeni, nie rozwiązaliśmy właściwie konfliktów – wyciągnijmy rękę, porozmawiajmy. Przyznajmy się do błędów, naprawmy je jeśli to możliwe, poprośmy o wybaczenie, albo sami wybaczmy i powiedzmy o tym. Jedną z niewielu „pozytywnych” rzeczy wynikających ze śmierci lub zagrożenia nią jest motywacja do zmian na lepsze. Jako ludzie wierzący i oddani Bogu musimy mieć świadomość, że koleje naszego życia nie są przypadkowe, i że nasza choroba czy słabość też ma nas czegoś nauczyć. Dlatego szczególnie w tym czasie starajmy się rozmawiać z Bogiem. Mówmy Mu w modlitwie o naszych obawach, smutkach, o chęci naprawy i pojednania się z Nim, jeśli coś stoi ku temu na przeszkodzie. A przy tym wszystkim nie traćmy nadziei, że Bóg może jeszcze chcieć przedłużyć nasze życie – tak jak to uczynił wobec starotestamentowego króla Hiskiasza (1 Król. 20:1-6). Módlmy się słowami Dawida: „[Pan] Posila moją duszę, prowadzi mnie ścieżkami sprawiedliwości ze względu na swoje imię. Choćbym nawet chodził doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo ty jesteś ze mną; twoja laska i kij pocieszają mnie” (Ps. 23:3,4 UBG).
ŚMIERCI KIEDYŚ NIE BĘDZIE
„A ostatni wróg, który zostanie zniszczony, to śmierć” (1 Kor. 15:26). Śmierć niewątpliwie jest wrogiem ludzkości i nawet jeśli jesteśmy w stanie się z nią pogodzić i nie traktować jako tabu, to na pewno wolelibyśmy, aby nie istniała. Na szczęście Bóg przez swoje Słowo obiecuje nam właśnie to:
„I otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie ani smutku, ani krzyku, ani bólu nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Obj. 21:4).
Nie tylko zobaczymy ponownie naszych zmarłych bliskich, ale w przyszłości, gdy Bóg i Jezus doprowadzą świat do doskonałości, już nikt więcej nie będzie umierać. A tymczasem, żyjąc tą piękną nadzieją, „Śpieszmy się kochać ludzi”, ponieważ już w obecnym życiu Bóg oczekuje od nas, byśmy nasze charaktery opierali na miłości i właściwie wykorzystywali dany mam czas.