„Potrzebuję oliwy” – powiedział kiedyś pewien zakonnik i zasadził kiełek oliwki.
„Panie Boże” – modlił się – „ona potrzebuje deszczu dla wzmocnienia swoich delikatnych korzeni, aby wypełniły się wilgocią i napęczniały. Ześlij ciepłe, dobroczynne deszcze”. I zesłał Bóg złote deszcze.
„Panie” – modlił się znów zakonnik – „moje drzewo potrzebuje słońca. Poślij słońce, proszę Ciebie”. I zajaśniało słońce, złocąc swoimi promieniami deszczowe chmury.
„Teraz drzewo potrzebuje mrozu dla wzmocnienia swoich tkanek!” – wykrzyknął zakonnik. I oto drzewo okryło się błyszczącym szronem, lecz pod wieczór… zmarzło i obumarło.
Zasmucony zakonnik skierował swe kroki do celi swego współbrata-zakonnika, aby opowiedzieć mu o swoim dziwnym przeżyciu.
„Ja również zasadziłem drzewko” – powiedział mu towarzysz – „i popatrz, jak ono się rozwija. Lecz ja powierzyłem moje drzewko Stwórcy – Bogu. Stwórca, który je stworzył, lepiej wie niż ja, ograniczony człowiek, co dla niego jest potrzebne. Nie stawiałem żadnych warunków, nie określałem, czego ono potrzebuje. Modliłem się do Pana: Ześlij burze, słońce, wiatry, deszcze lub mrozy dla jego pożytku, tak jak Ty zadecydujesz. Ty je stworzyłeś i Ty najlepiej to wiesz!”
(Źródło: L.B. Cowman „Strumienie na pustyni”)