Panna G. miała trudny charakter. Była porywcza, samowolna, przywykła robić wszystko po swojemu. Aż pewnego dnia uległa strasznemu wypadkowi i została kaleką na całe życie. Dusza jej, wstrząśnięta do głębi, nie chciała poddać się takiemu losowi, Pewnego razu dziewczynę tę, znajdującą się w stanie ciągłego narzekania i buntu, odwiedził pewien misjonarz pracujący wśród górali. Opowiedział jej przypowieść o wąwozie:
„Z początku nie było wąwozów, tylko szeroki, otwarty step. Pewnego razu przechadzając się po swoich łąkach, pokrytych trawą, Właściciel stepu zapytał: „Gdzież są twoje kwiaty?”, a step odpowiedział: „Panie, ja nie mam nasion”. Wtedy Gospodarz wydał rozkaz ptakom i te przyniosły nasiona rozlicznych kwiatów i rozsypały je obficie wzdłuż i wrzesz, i w krótkim czasie step pokrył się tulipanami, różami i mnóstwem innych kwiatów niebieskich, żółtych i czerwonych. Przyszedł Gospodarz i bardzo się ucieszył; najbardziej jednak przez Niego ulubionych kwiatów brakowało, zwrócił się więc do stepu z zapytaniem: „A gdzież pachnący jaśmin, delikatne fiołki i wszystkie gatunki paproci i kwitnące krzewy?”
I znów wszedł w naradę z ptaszkami i znów przyniosły mu różne nasiona i rozrzuciły po stepie. Kiedy jednak znów przyszedł Właściciel – nie znalazł i tym razem swych najbardziej ulubionych kwiatów i zapytał: „A gdzież są te najbardziej przeze mnie ulubione kwiaty, które są mi droższe ponad wszelkie inne?” A step odpowiedział smutno: „O Panie, nie mam sił chronić kwiatów; surowe wichry stepowe uderzają na nie i łamią je, słońce pali bezlitośnie moją pierś i kwiaty więdną, zamierają i barwa ich zanika”.
Wtedy Gospodarz zwrócił się do błyskawicy i piorun nagłym uderzeniem zranił pierś stepu do samego serca. Zadrżał step i jęknął z bólu i płakał gorzko przez wiele dni nad swoją czernią ziejącą raną. Lecz rzeka wlała swe wody w szczelinę i z falami swymi przyniosła w głąb warstwę czarnoziemu; i znów przyleciały ptaszki z nasionami, którymi zasypały świeżo powstały wąwóz. I po długim czasie surowe urwiska okryły się miękkim mchem i pnącymi roślinami, a różne zakątki upiększone zostały girlandami kwiecia; olbrzymi wiąz z puszystym wierzchołkiem podniósł swą głowę ku słońcu, u jego podnóża zgromadziły się cedry i brzozy, wokół zakwitły pachnące fiołki, dmuchawce i paprocie. I wąwóz zmienił się w cudowny ogród, do którego przychodził Właściciel jako do miejsca odpoczynku i zachwytu”.
I misjonarz przeczytał jej następujące słowa: „Owoce – lecz ja będę czytał „kwiaty” – ducha to: miłość, radość, pokój, cierpliwość, miłosierdzie; wiele tych kwiatów rośnie tylko w wąwozach”.„Jakież więc właściwie kwiaty rosną w wąwozach?” cicho spytała panna G., a misjonarz odpowiedział: „Cierpliwość i miłosierdzie, z tym, że pozostałe: miłość, radość i pokój, gdy kwitną na otwartym polu, nigdy nie bywają tak wspaniałe i pachnące jak te z wąwozu”.
Długo leżała panna G. nieruchomo i w milczeniu, aż wreszcie przemówiła w zamyśleniu: „W moim wąwozie nie ma kwiatów, tylko gołe, czarne skały”. „Przyjdzie czas, kiedy i one pokryją się kwieciem, mila panno G. i Gospodarz znajdzie to kwiecie, a my również je ujrzymy”.
__________________________
Opracowano na podstawie: L.B. Cowman, „Strumienie na pustyni”.