W tytule dzisiejszego posta pojawia się pytanie, na które odpowiedź wielu chrześcijanom może wydawać się oczywista. W końcu „Przejście przez Morze Czerwone” stało się już w zasadzie nazwą własną historii opisanej w 2 Moj. 14. Co więcej, ogólnie patrząc, odpowiedź ta jest rzeczywiście poprawna. Jest jednak pewien szkopuł – w oryginalnym tekście hebrajskim nie ma mowy o morzu „czerwonym”.
Wyrażenie „ים סוף” (czyt. „Jam Suf”) znajduje się m.in. w 2 Moj. 15:4, który to werset w większości przekładów oddany jest następująco: „Rzucił w morze rydwany faraona i jego wojsko. Wyborowi jego wodzowie zginęli w Morzu Czerwonym” (BT).
Tymczasem w rzeczywistości „ים סוף” oznacza „morze trzcin” lub „morze sitowia”. „Morze Czerwone” pojawiło się tam dopiero za sprawą tłumaczy tworzących Septuagintę (pierwsze tłumaczenie Starego Testamentu z hebrajskiego i aramejskiego na grekę), skąd rozpowszechniło się do większości późniejszych (w tym współczesnych) przekładów Biblii.
Niemniej jednak, ponieważ „Morze Trzcin” utożsamia się z częścią Morza Czerwonego najbliższą Morza Śródziemnego, mówienie o „przejściu przez Morze Czerwone” jest jak najbardziej właściwe.